Pierwsza wysiadła Vaintè. Poszła plażą w kierunku zapasów, rzuciła broń na piasek i

pierwsza wysiadła Vaintè. Poszła plażą w kierunku zapasĂłw, rzuciła broń na piasek i rozdarła pęcherz z mięsem. Odgryzając wielki kęs, zauwaĹźyła pytające spojrzenie Kerricka. PrzeĹźuła i potknęła chciwie mięso, nim się odezwała: - Ĺťadne nie uciekło. Zabiłyśmy zabĂłjcĂłw. Walczyli zaĹźarcie i straciłyśmy fargi, lecz świat jest ich pełen. Zrobiłyśmy to, po co tu przybyłyśmy. teraz ty teĹź wypełnisz swoje obowiązki. Wydała polecenie i dwie fargi przyniosły z jednej łodzi ciężki, owinięty pakunek. Kerrick myślał, Ĺźe to zwinięte skĂłry. Gdy fargi rzuciły je na piasek, skĂłry rozchyliły się i Kerrick ujrzał brodatą twarz. Z włosĂłw wykreowania kapała krew; w szeroko otwartych oczach widniało przeraĹźenie. Otworzyło usta na widok Kerricka i wydało dziwne, chrypliwe dĹşwięki. 110 - Ustuzou mĂłwi - powiedziała Vaintè. - Co powiedziało, Kerricku? Każę ci słuchać i powtarzać mi jego słowa. Nie pomyślał nawet o nieposłuszeństwie. Gdy eistaa coś poleci, jej rozkazy są zawsze wykonywane. Kerrick nie mĂłgł jednak owego uczynić i drĹźał ze strachu. Nie rozumiał tych dĹşwiękĂłw. Nic dla niego nie znaczyły, nic zupełnie. 111 ROZDZIAŁ XXV - Czy ta istota mĂłwi? - niecierpliwiła się Vaintè. - Powiedz mi natychmiast! - Nie wiem - przyznał Kerrick. - MoĹźe mĂłwi. Nic nie zrozumiałem. Nic zupełnie. - A więc wydawany poprzez nią głos to tylko bełkot Vaintè była wściekła. Waliły się jej plany. Nie może była nigdy uwierzyć Enge, gdy ta upierała się, iĹź te wstrętne bestie porozumiewają się ze sobą. Musiała się pomylić. Vaintè wyładowała swĂłj gniew na ustu-zou - postawiła mu nogę na buzi i mocno przycisnęła. Jęknęło z bĂłlu i krzyknęło głośno. Kerrick przechylił głowę, słuchał uwaĹźnie, nim powiedział: - Eistao, poczekaj, proszę - mam coś. Odstąpiła i spojrzała na niego, nadal gniewna. MĂłwił szybko, by zdążyć, nim zwrĂłci przeciw niemu swą wściekłość. - Słyszałaś, powtarzało coś - dużo razy. i wiem, co to znaczy, chyba wiem, co powiedziało. Umilkł. Przygryzając wargę, szukał w pamięci dawno niepamiętanych słów. - Marag, to mĂłwi. Marag. - To nic nie znaczy. - Znaczy. Wiem to. Ma to taki sam sens, jak ustuzou. Vaintè była teraz zdumiona. - AleĹź to stworzenie jest ustuzou. - Nie o to mi chodzi. Dla niego Yilanè są ustuzou. - Nie jest to całkowicie jasne i nie podoba mi się taki twĂłj podsumowanie, ale pojmuję, co chcesz powiedzieć. Pytaj dalej! Jeśli uwaĹźasz, Ĺźe to ustuzou jest yiliebe i nie potrafi prawidłowo mĂłwić, wĂłwczas znajdziemy ci inne. Zaczynaj! Kerrick nie mĂłgł jednak. Jeniec milczał. Gdy Kerrick nachylił się nad nim, by go ośmielić, ustuzou plunęło mu w twarz. Vaintè nie była zadowolona. - Wytrzyj się - rozkazała, potem skinęła na fargi. - Przynieś tu inne ustuzou. Kerrick ledwo dostrzegł, co się dzieje. Marag. Słowo tłukło mu się ciągle po głowie, pobudzając wspomnienia, nieprzyjemne wspomnienia.